środa, 24 czerwca 2009

Część II: Rozdział II

Uh, do diabła. I znowu zastój, nieplanowany. Życie widocznie lubi robić mi na złość.

Z informacji dodatkowych - Beznadziejny niedługo zostanie przeniesiony na onet, jak tylko skończę podstronę. Nowy adres: http://blighter.onet.pl

Kolejna informacja: Zła Krew jest silnie alternatywna w stosunku do najnowszych odcinków serialu. Ot, taka druga wersja, dużo bardziej pogmatwana.

Ciekawostka: fragment z tą przydługą rozmową o Cyklonii i czarnych rycerzach został napisany daawno temu, gdy dopiero zaczynałam bloga.


Rozdział II

Syrena rozwyła się nagle i niespodziewanie, a wypełniony rozbłyskami świateł awaryjnych Kondor zachybotał się niebezpiecznie, gdy w z głośnym łomotem coś uderzyło w kadłub.

- Co znowu? – burknął Stork, stabilizując ustawienie statku i z niechęcią łypiąc za okno. A ostatnio życie było takie spokojne…

- Atakują nas! – wykrzyknął Aerrow, a potem zaczął wydawać pospieszne komendy reszcie Storm Hawks.

- No co ty nie powiesz – Stork przewrócił oczyma. – Trudno tego nie zauważyć…

- A kto? – zapytał nieco sennym jeszcze głosem Junko, którego atak zastał wpół ziewnięcia.

- Cykloniści!

Finn wciągnął z sykiem powietrze i zaklął, Piper nakrzyczała na Finna, Aerrow pobiegł do hangaru, a Junko znowu wpadał w panikę, nie mogąc znaleźć swojej broni. Radarr wydał z siebie głuche jęknięcie i zwiesił uszy.

- Wiem, wiem – Stork uśmiechnął się krzywo, przesuwając nieco stery. – Jak za starych czasów, co? Rozgardiasz, kompletny brak organizacji i profesjonalizmu oraz zagłada czająca się za burtą. Aż się cieplej na sercu robi…

Uniósł jedno ucho, łypiąc na Merba podejrzliwie i zadając nieme pytanie o to, kim jest, i co zrobił z ich pilotem. Lub przez którą burtę go zrzucił ze statku.

- Wiesz może, gdzie zostawiłem kopię testamentu? – mruknął ugodowo do Radarra. Co się ma biedak stresować… zawsze może być gorzej, więc Carpe diem i takie tam. – Leć już, pewnie na ciebie czekają.

Odpowiedział mu salut i krótki skrzek, po czym „jednostka do zadań specjalnych” Storm Hawks odbiegła pospiesznie w stronę hangaru.

***

- Co tak długo? – Aerrow uśmiechnął się krzywo, po czym kciukiem wskazał Radarrowi jego miejsce na ścigaczu – wskakuj i pokażemy im, kto rządzi tym niebem!

- Ktoś tu nauczył się gadać jak człowiek! – gwizdnął Finn z podziwem.

- Przestałbyś! – odwarknął, odpalając silnik.

- Przestałeś się w końcu jąkać przy motywującej gadce! – odparł ze śmiechem blondyn, po czym wyjechał z hangaru, nie czekając na resztę grupy. – Kto zestrzeli najmniej, ten zmywa naczynia!

Piper tylko przewróciła oczyma. Zastanawiając się mimowolnie, ile z tego wszystkiego było tylko grą, pozoranctwem mającym udowodnić, że nic naprawdę się nie zmieniło.

Miała nadzieję, że niewiele.

Silnik skimmera zawarczał miarowo, kojąco, kierownica pewnie leżała w dłoni, a w powietrzu unosił się charakterystyczny zapach smaru, oleju i rozgrzanego metalu. Mimowolnie uśmiechnęła się lekko. Maszyna dawała coś w rodzaju poczucia mocy.

Wymieniła spojrzenia z Aerrow, po czym wystartowali, prosto w mrowie kotłujących się na niebie skimmerów.

Przywódca Storm Hawks rozejrzał się pospiesznie, badając sytuację.

Czternaście wrogich skimmerów w barwach Cyklonii wirowało wśród chmur, lawirując pod ostrzałem z działek obsługiwanych przez Junko z pokładu Condora. Wśród nich – jeden o cięższej, toporniejszej budowie, o ostrych, srogich krawędziach, a na nim…

- Dark Ace – wymamrotał Aerrow i zmrużył oczy, przyspieszając. Jego myśli koncentrowały się na tym, jak dopaść przeciwnika, oczy wbijały się w sylwetkę mężczyzny dzierżącego dwuręczny mieć żarzący się czerwonawą łuną.

Kątem oka dostrzegł jak część ścigaczy Cyklonistów zatacza miękki łuk i opada w dół, prześlizgując się pod korpusem Condora i kryjąc się za statkiem. Zacisnął zęby i włączył nadajnik.

- Stork, Junko?- nieomal wykrzyknął w mikrofon. – Poradzicie sobie.

- Oczywiście, czeka nas tylko zagła… - znajomy głos, zakończony stęknięciem.

- Poradzimy – dobiegł go głos Galeny, która prawdopodobnie wyrwała Mebowi komunikator z ręki. – Ty się tak o nas nie martw, tylko rób swoje, ktoś tam dawno w tyłek nie zgarnął!

Chłopak mimowolnie parsknął cicho.

- Piper, Finn?

- Ta, stary? – rozbrzmiał lekko zawadiacki ton snajpera. Tuż po nim zgłosiła się również dziewczyna.

- Zajmiecie się tamtą bandą sami?

- Się robi, szefie! – entuzjastycznie odparł Finn. I niezwłocznie umieścił palec na spuście.

Niebo migotało od barwnych pocisków emitowanych przez kryształy obu stron, tworzące niebiesko-czerwoną feerię rozbłysków, niczym fajerwerki.

Aerrow uśmiechnął się, odwracając wzrok od przyjaciół zręcznie lawirujących pod ostrzałem wrogich skimmerów i skoncentrował się na swoim przeciwniku.

Dark Ace czekał, stojąc dumnie wyprostowany na skrzydłach ścigacza przestawionego na autopilota. Miecz mienił się delikatnie czerwienią, równie niecierpliwie jak właściciel oczekując zwarcia.

Podniebny Rycerz zmrużył oczy, jego przeciwnik miał korzystniejszą pozycję – stał plecami do słońca. Światło raziło w oczy i sprawiało, że wejście w zwarcie będzie trudniejsze.

Nie miał czasu do namysłu. Tuż obok ucha śmignął czerwony pocisk, niemal w tej samej chwili szkarłatne ostrze śmignęło z drugiej. Targnął maszyną, żeby zejść z linii ciosu, ostrze prześlizgnęło się po krawędzi skrzydła, krzesząc iskry.

Obrócił się, wyciągając noże, w samą porę, aby zablokować kolejny atak.

Radarr szarpnął za kontrolki, skimmer opadł ostro w dół, oddalając się od przeciwnika. Tylko na chwilę – Ace już był tuż za nim, po raz kolejny wznosząc miecz do ciosu.

Aerrow odbił klingę, wykorzystując siłę uderzenia odbił się i przeskoczył przeciwnika. Ten obrócił się i zaatakował brutalnie. Podniebny Rycerz poczuł, jak od siły uderzenia drętwieją mu ramiona, stopy niebezpiecznie przesuwają się ku krawędzi…

W tej właśnie chwili obaj zdali sobie sprawę, że na polu walki panuje cisza. Przerwana zwycięskim sygnałem Condora, dumnie wiszącego wśród chmur.

Dookoła zaczęli gromadzić się pozostali Storm Hawks, zamykając Cyklonistę w ciasnym kręgu.

- Poddaj się – powiedział z nieukrywaną satysfakcją w głosie Aerrow. – Jesteś otoczony.

Dark Ace, wyprostował się, mierząc pełnym dumy spojrzeniem przeciwnika. Poza tym nie zareagował wcale. Za to wszyscy Storm Hawks byli niemal pewni, że za maską spokoju, gdzieś w głębi karmazynowej barwy oczu kryła się kpina.

- Twoi ludzie uciekli – dodała pospiesznie Piper, widząc jak Aerrow zaciska palce na rękojeści noża. Uczucie niepokoju nadciągało wraz z nadchodzącą burzą i nie była pewna, czy zapach ozonu był zapowiedzią nadchodzącej ulewy, czy tylko czymś towarzyszącym złym przeczuciom. – Sam nie masz szans, wiesz o tym dobrze.

- Och? – zdziwił się uprzejmie Ace, po czym dezaktywował miecz. – I co teraz, dzielny Podniebny Rycerzyku?

Gdyby nie grzmot, cisza panowałaby jeszcze długo.

***

Nerwowym, pospiesznym krokiem przemierzył pomieszczenie raz, potem drugi.

Nigdy nie był człowiekiem, który miał szczególnie wiele czasu, a w obecnej sytuacji każda minuta wydawała się absolutnie bezcenna. Tymczasem, zwykle wygadany, smarkacz nie ma najmniejszego zamiaru pojawić się w celu wymiany zdań.

Ręce związane na plecach pogłębiały frustrację, skutecznie uniemożliwiając wyładowanie się na bogu ducha winnej ścianie, czy rzucenie czymś w cholerę. To zawsze poprawiało samopoczucie.

Rozpoczął trzecie okrążenie, koncentrując się na samej czynności przestawiania nóg, żeby chociaż na chwilę oderwać się od ponurych rozmyślań, na temat teraźniejszości i przeszłości, która bezczelnie szczerzyła mu się prosto w twarz.

Storm Hawks, nie zdając sobie sprawy z tego, co właściwie robią, uwięzili jeńca w pokoju, który kiedyś zajmował na Condorze.

Jedna z desek skrzypnęła cicho pod jego stopą. Przystanął i nacisnął nieco mocniej, po czym, wyraźnie usatysfakcjonowany uśmiechnął się krzywo. Skoro nie zauważyli luźnej deski idealnie naprzeciwko drzwi wejściowych, to mogli nie zauważyć innego zakamarka. Który znacznie ułatwiłby mu życie. A samo sprawdzenie, czy na Condorze pozostał jakiś ślad po jego obecności zdecydowanie pozwoli pozbyć się chociaż części frustracji. Podszedł powoli do łóżka, marszcząc brwi liczył panele i usiłował sobie przypomnieć, o który dokładnie chodziło. Minęło parę lat, a skrytki nie używał dosyć często.

W końcu się zdecydował i z rozmachem kopnął w ścianę, nie przejmując się absolutnie rumorem. Długie nogi były błogosławieństwem, inaczej musiałby tłuc głową o ścianę. Ku jego zadowoleniu deska opadła smętnie, zgięta w połowie na niewidocznych do tej pory zawiasach a w szparze tkwiła jego mała, prywatna kolekcja noży, której jakoś nie miał okazji zabrać, zanim zdecydował się zmienić front.

Zacisnął zęby na rękojeści najbliższego i wypluł go na łóżko. Przyklęknął, wykręcając się nieco komicznie zdołał namierzyć ostrze i ująć je w dłonie.

Po chwili krępujące go więzy opadły na podłogę i posłanie w smętnych strzępkach. Podniósł się i rozmasował nadgarstki, raczej z odruchu niż rzeczywistej potrzeby.

Gdy wyciągał pozostałe noże, małe i proste, o lśniących ostrzach, których jedyny urok polegał na doskonałym wywarzeniu, drzwi otworzyły się z hukiem.

- Co ty... - odwrócił się, słysząc dobrze znany głos Aerrow. Chłopak widocznie zachłysnął się słowami, widząc jeńca, obecnie uzbrojonego i uśmiechniętego złośliwie.

Wielkie babsko wpadło do pokoju tuż za nim, siebie i wyciągnęło swoją paskudną broń, stając ramię w ramię z liderem Storm Hawks. Koniec lufy straszył mrocznym wnętrzem, szczególnie że Ace wiedział, co pocisk z tej broni może zrobić z człowiekiem. Mężczyzna uniósł brwi, gdy jego umysł połączył osobę z imieniem i kilkoma faktami wiadomymi na jej temat.

- Ciekawych ludzi sobie znajdujesz, Aerrow - uśmiechnął się złośliwie, zmieniając ułożenie palców na nożach i przenosząc wzrok na twarz kobiety. Oczy mogły wiele powiedzieć o przeciwniku. - A czy ciebie, Galeno, nie wykluczyli przypadkiem z oddziałów rycerzy dożywotnio?

- Chłopak ma wobec mnie dług - odpowiedziała takim tonem jakby toczyli przyjacielską pogawędkę, a nie celowali w siebie z broni.

Stali naprzeciwko siebie mierząc się wzrokiem, gotowi w każdej chwili do ataku. Atmosfera w pomieszczeniu zrobiła się na tyle ciężka, że zawieszenie w powietrzu siekiery wydawało się nie tylko frazeologizmem.

- I będziemy tak stali w nieskończoność? - zapytała w końcu, przerywając ciszę.

- Tyle czasu, to ja nie mam - odpowiedział przesadnie grzecznym tonem. - Ale to twoja broń jest cięższa.

- Jednym słowem liczysz na to, że zamiast zastrzelić cię w tej chwili poczekam, aż ręka mi zdrętwieje, a wtedy ty zrobisz ze mnie szaszłyk? - uniosła brwi.

- Jakieś inne pomysły?

- Zawsze możesz odłożyć zabawki i wyjaśnić, o co ci do cholery chodzi - prychnęła z ironią. - Jesteś za dobrym graczem, żeby tak po prostu dać się złapać…

Aerrow zaprotestował, ale szturchnęła go łokciem pod żebra. Ace skrzywił się lekko.

-... żeby cię na wspominki wzięło, to też nie uwierzę - ciągnęła wypowiedź, jakby nic się nie stało. Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale przeciwnik ją zaskoczył.

Odłożył spokojnie broń, założył ręce na piersi i zastygł w oczekiwaniu.
- Dobra. Punkt dla ciebie, teraz mnie zatkało - opuściła broń.

- Nie powinnaś, on jest niebezpieczny! - wyparował od razu Aerrow, łypiąc wrogo na Ace`a. I przygotowując się do dobycia broni w każdej chwili.

- Ja też – odparła wzruszając ramionami.

Mężczyzna tylko przewrócił oczyma i z trudem powstrzymał ciężkie westchnienie. Też mu się przeciwnik i rozmówca trafił, narwany dzieciak. Ku jego zdumieniu ( a także wszystkich pozostałych, wnioskując z wyrazów twarzy) do rozmowy wtrącił się Stork, dotychczas stojący w cieniu.

- Daj spokój - powiedział, kładąc dłoń na ramieniu Aerrow. - Gdyby chciał nam wszystkim popodrzynać gardła, to dawno byś się wykrwawił. A skoro wcielenie zła, cyklonista i takie tam inne nikogo jeszcze nie zabił, to znaczy, że zabijać nie ma ochoty. Oczywiście to może być zasadzka, ale jaki dowódca siebie by wyznaczał na przynętę...?

Storm Hawks zgodnie i drużynowo wytrzeszczyli oczy na swojego pilota, wpatrując się weń, jakby chcieli zapytać kim jest. I gdzie zakopał swojego sobowtóra. Galena leniwym gestem odpaliła papierosa i zaproponowała cykloniście, ale ten skrzywił się z niesmakiem, usiłując zmienić pozycję tak, żeby dym nie leciał w jego stronę.

- A tobie - Stork kontynuował spokojnym, nieco kpiącym tonem, spoglądając teraz prosto w oczy Ace`a - muszę oddać płaszcz.

Słowa zawisły w powietrzu, gorzkie i bolesne, będące zarówno podziękowaniem, jak i wyrzutem.

Mężczyzna nie przygryzł wargi ani nie odwrócił wzroku, nie pozwolił swoim mięśniom na zadrżenie, a jego twarz była trudną do rozszyfrowania maską. Życie nauczyło go nie okazywać emocji, którymi nie chciał się z nikim dzielić. To, co teraz czuł należało właśnie do tej grupy. Nie miał ani ochoty na demonstracje i rozwlekanie natury rzeczy, ani czasu.

- Skoro już doszliście do pewnych wniosków - rzucił w powietrze beznamiętnym tonem. - To może przeniesiemy się gdzieś, gdzie jest więcej miejsca? No chyba, że lubicie deptać sobie nawzajem po stopach.

- Nawet z wyprutymi flakami będziesz złośliwy, nie? - Galena uśmiechnęła się krzywo, w nieco inny sposób niż dotychczas.

Niechętnie mu przytaknęli i przenieśli się do głównego pomieszczenia. Przez cały czas czuł wzrok Aerrow wbity między łopatki. Irytujące wrażenie, ale postanowił przecierpieć. Zabicie chłopaka mogło być problematyczne, szczególnie że Storm Hawks byli bandą dzieciaków, ciągle żyjących w świecie pełnych idealizmu bajek. Gdyby zdecydował się trafić w czyjekolwiek inne ręce skończyłoby się na trupie. Albo trupach.

Marsz korytarzami Condora był prawie jak cofnięcie się w czasie. Najprawdopodobniej dlatego, że niewiele dało się zrobić ze statkiem, który już za jego czasów wydawał się przestarzały, zmontowany przez pierwszych Storm Hawks z tego, czym akurat mogli dysponować. A młodzi jakoś nieszczególnie przejmowali się wystrojem, czy nadaniem wnętrzu statku ( a przynajmniej jego korytarzom) bardziej osobistego wyglądu.

Przez to wszystko miał idiotyczne wrażenie, że zaraz zza rogu wyskoczą starzy i martwi znajomi. Z wyrzutami do niego w postaci obnażonej broni. Zdawał sobie w pełni sprawę, że to było najnormalniej w świecie głupie, ale nijak nie mógł pozbyć się nadmiernego napięcia mięśni.

Jak tak dalej pójdzie, to będzie musiał przerzucić się na herbatki ziołowe. Wzdrygnął się z niesmakiem. I zdał sobie sprawę z tego, że Aerrow musiał to dostrzec.

Podłość życia nie znała granic.

Znowu wszystko było tak, jak zapamiętał. No... może poza wielkim znakiem szwadronu na podłodze. Widząc lekki uśmieszek na twarzy Merba stwierdził, że lepiej tam nie stawać. Westchnienie żalu, jakie Stork z siebie wydał, gdy wyminął ozdobę uznał, że przeczucie go nie myliło.

Założył ręce na piersi i stał, czekając aż Storm Hawks rozsiądą się przy stole, na którym leżała mapa. Na którą ktoś chyba wylał herbatę i to nie raz, sądząc z bogatego kolorytu plam.

Pozycja stojąca, z pozoru mniej uprzywilejowana dawała mu jednak znaczną przewagę nad rozmówcą. Mógł na niego patrzeć z góry. Chociaż w przypadku Storm Hawks na wszystkich bez wyjątku patrzył z góry i bez tego zabiegu. Stork, który jako jedyny dorównywał mu wzrostem, garbił się upiornie.

Aerrow jednak w jakimś przebłysku geniuszu zrozumiał, o co chodziło, więc rozsiadł się po królewsku. Wrażenie psuło odrapane krzesło, ale przewagę trafił szlag. I tak wprawiał otoczenie w zakłopotanie, zachowując stoicki spokój kamiennego posągu.

- Zacznijmy od tego, że to nie Cyklonia aktualnie odpowiada za ataki... - zaczął, ale nie dane mu było dość do kropki.

- Co?! - wykrztusił zszokowany Aerrow. Reszta zgodnie spojrzała na Ace`a jakby był niespełna rozumu. - Ale przecież...

- Wydaje mi się, że to ja tu wiem lepiej, kogo atakujemy - przewrócił oczyma, demonstracyjnie pukając w napierśnik.

- Skoro nie Cykloniści odpowiadają za ataki, to kto? - Piper uniosła brew. - Przecież nikomu nie przyniosłoby korzyści udawanie Cyklonistów...

- Wy tak mało o świecie wiecie, że aż bym się rozczulił, gdyby mi na to resztki reputacji pozwalały - westchnął ciężko. Wyglądało na to, że na wyjaśnianiu rzeczy oczywistych spędzi znacznie więcej czasu niż planował. nie uśmiechało mu się to, ale nie miał wyjścia.

- Co do reputacji, to ostatnio miałeś spadek formy - Aerrow uśmiechnął się kpiąco.

- Ty nawet nie wiesz, ile się nie nakombinowałem, żeby ten spadek formy miał jakiś sens - prychnął ze zniecierpliwieniem.

- To znaczy, że przegrywałeś specjalnie? - blondyn uniósł brwi, a cała jego postać wyrażała autentyczne zdumienie i brak zrozumienia. - Ale po co? Laski nie lecą na przegrańców...!

Ace powstrzymał nagłą chęć, aby podejść do ściany i przyrżnąć w nią głową (swoją albo czyjąś, zależnie od tego, co postanowi po drodze). Zamiast tego westchnął głęboko i zaczął jeszcze raz, tonem jakim tłumaczy się coś dziecku.

- Nie interesuje mnie to, na co kto leci. Miałem za zadanie dostanie się na pokład statku któregoś z rycerzy nie wyrzynając załogi, a pojmanie mnie ni z tego ni z owego wzbudziłoby podejrzenia - miał nadzieję, że tym razem zrozumieli. - Jeżeli chodzi o ataki... strategia jest prosta. Podszywasz się pod wojska kogoś, kto już napsuł krwi reszcie świata, podbijasz resztę świata, a następnie wyzwalasz uciśnionych, ścinając całkowicie marionetkowego władcę tych, których udajesz, wnosząc pokój i zacieśniając władzę jeszcze bardziej pod pretekstem wyniszczenia pozostałości po agresorze...

- Przestań - wpadła mu nagle w słowo Galena.

Nie rozumiejąc za bardzo o co kobiecie znowu chodzi spojrzał na nią pytająco.

- Łazić przestań, jak na ciebie patrzę, to czuję się zmęczona.

Uśmiechnął się kpiąco i kontynuował przemierzanie pomieszczenia od ściany do ściany. Ruch sprawiał, że wrażenie tracenia czasu na idiotyzmy przynajmniej trochę ustępowało.

- Czyli chcesz powiedzieć, że jest jakaś trzecia strona konfliktu - zaczęła powoli Piper - która planuje wykorzystać Cyklonię do podboju świata?

Ace skinął głową.

- A co z Cyklonis? - Aerrow zmarszczył brwi, tym samym szalenie upodabniając się do własnego ojca. - Ona mi raczej nie wyglądała na... marionetkę.

-Owszem, ona nie jest typem marionetki - uśmiechnął się ponuro - ale czarni jeźdźcy to nie jest ktoś, kogo można lekceważyć.

- Było patrzeć, z kim się zawiera sojusze - Galena przewróciła oczyma. Nowiny jej się nie podobały. Bardzo nie podobały. Jeżeli ktoś zdołał związać ręce cyklonistom... nie ważne, że ich władczyni była młodziutką dziewczyną. Miała moc. Jako marionetka w rękach potężnego umysłu może stać się daleko bardziej niebezpieczna, niż była władając sama. A potem i tak położy głowę pod topór.

Mimowolnie zgarnęła poły fartucha, otulając się szczelniej. Wraz ze zrozumieniem przyszedł chłód, jakby atmosfera przybrała adekwatną do sytuacji temperaturę. Dzieciaki też wierciły się nerwowo.

- Pozostaje jedno pytanie - Stork uniósł twarz, opierając podbródek na ręku. - Co my mamy do tego? Owszem, przyda nam się wiedza, że zgubę i zagładę dla odmiany ściąga ktoś inny niż Cyklonia, tłumaczy to też zmianę metod - skrzywił się wyraźnie - ale nie daje nam jakichkolwiek wskazówek jak uniknąć nieuniknionego.

- Też nie mam pojęcia - Ace wzruszył ramionami. - To nie jest wewnętrzna walka o władzę w Cyklonii jeżeli tak to zrozumieliście. Teraz to szarpanina...

- O honor. I imię - Piper po raz kolejny wpadła mu w słowo. Potwierdził skinieniem głowy. Dziewczyna była inteligentna i szybko chwytała, o co chodziło w grach słów zarezerwowanych dla starych i cynicznych. A Snipe twierdził, że potrafiła też przywalić. Akurat w tych sprawach był ekspertem i Ace mógł polegać na jego osądzie. Siniak też mówił sam za siebie.

- Nadal nie czaję, dlaczego specjalnie dałeś się złapać tylko po to, żeby nam powiedzieć, że to nie wy teraz atakujecie… - mruknął skonsternowany Finn. – Co za różnica?

- Duża – Ace zmarszczył brwi, a jego oczy zalśniły niebezpiecznie. Blondyn mimowolnie się cofnął. – Atakujemy, walczymy, stosujemy metody, które wielu prawym rycerzykom mogą się wydać niemoralne.

- Zabijacie – rzucił tonem oskarżenia Junko.

- Owszem, ale robimy to szybko – czerwone źrenice Ace`a powoli przesunęły się w stronę Storka, który zbladł nieznacznie. – A to jest spora różnica, nieprawdaż?

- Co planujesz teraz zrobić? – zapytała Piper.

- Przeżyć – odpowiedział po prostu, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

- A co dalej z Czarnymi Jeźdźcami? – zapytała, oblizując nerwowo wargi. – Czy…

- To zależy od tego, jakie rozkazy otrzymam – odpowiedział, dostrzegając, że ma problem z zadaniem pytania.

Złote oczy napotkały czerwone, przekazując znacznie więcej, niż zrobiło to kilka wypowiedzianych słów. Gdzieś w kontekście czaiło się przypuszczenie, a nawet obietnica.

- A co teraz? – Galena objęła wzrokiem Storm Hawks i Ace`a. – Sytuacja jest odrobinę… skomplikowana.

- Teraz ja wychodzę, a wy lecicie w cholerę, czy gdzie tam się kierowaliście – stwierdził cyklonista niemalże radosnym tonem.

- Niecałą godzinę temu cię pojmaliśmy – burknął Aerrow. – Myślisz, że tak po prostu pozwolimy ci odejść?!

- Bycie pojmanym mi się znudziło, więc owszem, pozwolicie mi odejść – odparł stanowczo mężczyzna. – No chyba, że masz zamiar próbować mnie powstrzymać…

- Jak do tej pory wychodziło mi to nieźle – uśmiechnął się dowódca Storm Hawks, sięgając po broń.

- Aerrow! – krzyknęła Piper, odruchowo chcąc podejść do chłopaka, ale powstrzymał ją stanowczy ruch ręki cyklonisty. Zamrugała zaskoczona.

- Owszem, ale zastanów się dobrze, młody rycerzyku, ile z tego było tylko twoją zasługą? – na twarzy Ace`a rozlał się paskudny uśmiech, a on mógł tylko zacisnąć zęby i ustąpić.

W duchu jednak obiecywał sobie, że jeszcze pokaże na co go stać.

Krew miała w końcu swoje prawa.

Można ją zmyć tylko inną krwią.