sobota, 25 lipca 2009

Część II: Rozdział III

Przeciwności losu, jeżeli chodzi o moje popisywanie i pisanie ostatnimi czasy, po prostu mnie uwielbiają. Najpierw wysyp windowsa, potem aktywacja systemu eliminacyjnego studentów (sesja), następnie uroczy remoncik w domu i zarżnięcie dysku w lapie (podziękujmy mojemu cudownemu koty, który potrafi się potknąć o kabel w pełnym pędzie.).

Dzięki bogom, miałam nosa i dzień przed zrobiłam backupa, śląc najważniejsze pliki na maila.

Problematyczny okazał się tylko reinstall Worda - trzeba było znaleźć płytę.

W dzisiejszej notce w końcu to i owo wychodzi na jaw.


Rozdział III

- I co teraz? – nader kłopotliwe, acz konieczne w tej sytuacji pytanie padło z ust Finna, przerywając dłuższą chwilę milczenia i wyrywając Aerrow z zamyślenia.

- Co, co teraz? – wymamrotał, marszcząc przy tym brwi. – Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że możemy mu zaufać po tym wszystkim.

- Zwróć uwagę, że o niczym takim nie wspominał – mruknął Stork.

- To z całą pewnością jest pułapka!

- A ty przejmujesz moją rolę – odparował Merb.

- Czy możecie przestać się kłócić? – warknęła z cicha Piper, ale takim tonem, że powiało grozą, a szron niemalże osiadł na ścianach.

Finn gwizdnął z podziwem, Junko schował się za blondynem, Galena swoim zwyczajem ignorowała wszystko i wszystkich, spokojnie zapalając papierosa.

- Ty też? – jęknął z rozczarowaniem Rycerz, wpatrując się w dziewczynę.

- Co „ja też”? – prychnęła. – Myślę, zanim coś zrobię? Owszem.

- W takim razie waszym zdaniem mamy pójść im na rękę? – sarknął, dla lepszego efektu zataczając ręką szeroki łuk. – Po tym wszystkim, co przez nich przeszliśmy…

- Jakbyś nie zauważył, to nikt o nic nas nie prosił – wymamrotała Galena, wydmuchując smugę dymu. – Ot, dali nam informację, bo uznali, że powinniśmy się o tym dowiedzieć. Co z tym fantem zrobimy, to już nasza sprawa.

- Nadal mi się to nie podoba – westchnął ciężko Aerrow. – Nie ufam mu. Nie znoszę go. To on doprowadził do zagłady poprzednich Storm Hawks, zdradził ich, do diabła! A teraz przychodzi, jakby nigdy nic…

- Odnoszę wrażenie, że podczas walki z nim bawisz się wcale nieźle – zaśmiała się złośliwie.

- Do czego dążysz?

– Znasz swojego wroga i to doskonale, młody. Przestań więc udawać idiotę i kierować się tym, co ci w danej chwili na myśl przyjdzie.

- Nawet jeśli tutaj nie ma żadnej intrygi, w co szczerze wątpię – zaczął z namysłem – to przecież wybór nie dotyczy tylko nas. Cokolwiek zrobimy, skutki tego odczują wszyscy.

Przygryzł wargę i spojrzał na swoje stopy, po czym podniósł wzrok.

- Nie chcę brać całej odpowiedzialności za to, co może się stać na nasze barki.

- Co zatem proponujesz? Udawać, że nic się nie stało? – Finn zamrugał. – Stary, mieliśmy samego Dark Ace`a na pokładzie i nikt nikomu nie przywalił w zęby! Po czymś takim nie da się udawać, że nic się nie stało!

- Nie będziemy niczego udawać, Finn. Pora wrócić do Atmosii.

***

Jeszcze niedawno szwadron Storm Hawks lądujący w Atmosii nie budził specjalnych emocji. W końcu wyglądali i byli jeszcze dziećmi w oczach innych ludzi. Poza tym pojawili się znikąd ze sprzętem, który zdecydowanie pamiętał lepsze czasy.

Dzisiaj jednak było inaczej. Sama sylwetka Condora unosząca się na niebie wywoływała nie lada sensację i wiwaty rozradowanego tłumu, kilka osób odpaliło fajerwerki (zdaniem Storka usiłowali zestrzelić statek), inni zadowolili się zbiciem w tłum i robieniem powszechnego chaosu, o hałasie nie wspominając.

Finn zachichotał nerwowo, wyglądając przez okno.

- No cóż, chyba właśnie o tym marzyliśmy, co? – Piper również nie czuła się zbyt pewnie, a wizja przepychania się przez gawiedź nieszczególnie ją uszczęśliwiała.

- Ja nigdzie nie wychodzę – stwierdził Stork kategorycznie, ledwo rzuciwszy okiem na sytuację. – Absolutnie i kategorycznie nie. Nie mam zamiaru zostać zadeptany, stratowany, uduszony…

- Dobrze, dobrze – Aerrow uspokajająco poklepał go po ramieniu, co sprawiło, że Merb podskoczył. – Nikt nie każe ci nigdzie iść.

- Ja myślę – burknął, nadal łypiąc podejrzliwie na resztę drużyny.

Galena nawet nie pofatygowała się do kokpitu. Zresztą nie miała po co, jej osoba na statku Storm Hawks wzbudziła by nie tyle sensację, co poważne kłopoty z Radą Starszych, a tego wszyscy chcieli uniknąć.

Aerrow odetchnął głęboko, po czym dał drużynie znak dłonią.

Wrzawa, skłębiony tłum, entuzjastyczne krzyki, wszystko to pochłonęło ich w momencie, gdy tylko postawili stopę poza pokład Condora. Z trudem i tylko dzięki Junko przebijali się powoli w stronę gmachu zajmowanego przez radę starszych, coraz bardziej skonsternowani i coraz niej zadowoleni.

W końcu jednak dotarli do zbawiennych drzwi i zatrzasnęli je za sobą, po czym oparli o ścianę i odetchnęli głęboko.

- To jednak lekkie przegięcie… - wysapał Finn.

- Myślałem, że lubisz być w centrum uwagi – uszczypliwie wtrącił Aerrow.

- Nie aż tak zmasowanej uwagi! – burknął blondyn, po czym zaczerwienił się lekko. – W dodatku ktoś mnie poklepał…

- Domyślam się, że nie po ramieniu – Piper przewróciła oczyma. – Proszę, oszczędź nam szczegółów.

Dalszą dyskusję przerwało im nadejście Starszego Rady, który nie tak dawno temu wywalił ich za drzwi, uznając za zbyt młodych aby mogli zostać legalnym szwadronem. Mężczyzna wydawał się starszy i bardziej przygarbiony niż poprzednio, a cienie pod oczyma pogłębiły się, nadając mu niezdrowy, starczy wygląd.

- Cieszę się, że zdecydowaliście się nas powiadomić o tym podstępie Cyklonii, zanim zaczęliście działaś na własną rękę – Starszy Rady splótł palce i spojrzał uważnie na szwadron.

- Podstępnie? – Piper zamrugała. – Dlaczego pan od razu zakłada, że to jest podstęp?

- Psst! – Finn szturchnął ją pod żebro. – To Cyklonia.

- Wiem – odwarknęła, oddając mu szturchańca, po czym zamrugała zakłopotana, przypominając sobie, gdzie się znajduje. – Ale… skąd ta pewność?

Kanclerz westchnął ciężko przymykając oczy, po czym odetchnął głęboko i wbił wzrok w Aerrow.

- Wygląda na to, że będziecie się musieli dowiedzieć – zaczął poważnym tonem. – Wiedza ta była skrywana od wielu lat, żeby nie wszczynać niepotrzebnej paniki, ale skoro nie dość, że wróg zaczął mordować na dalece wyższą skalę niż do tej pory i stosuje coraz to większe podstępy… nadszedł czas, aby pewne informacje znowu wyszły na światło dzienne.

- Pewne informacje? To znaczy? – Aerrow z trudem powstrzymał się przed zadawaniem dalszych pytań. Dlaczego Atmosia ukrywała przed swoimi mieszkańcami jakieś informacje dotyczące Cyklonistów? Dlaczego rycerze ani szwadrony też nie mieli jakiegokolwiek pojęcia o istnieniu takich informacji?

Szare oczy Starszego rady po raz kolejny wbiły się w szwadron Storm Hawks i powoli wędrowały po twarzach zebranych. Cisza panująca w pomieszczeniu wydawała się nie naturalna i pełna jakiejś niewysłowionej grozy. Jedyną pewną rzeczą w tym momencie było to, że jakaś tajemnica wypełznie na wierzch po latach przebywania w kurzu i zapomnieniu, a to nagłe pojawienie się sprawi, że świat zadrży w posadach.

- Tutaj nie powinniśmy rozmawiać – powiedział w końcu, wstając. – To długa historia, a nie ma sensu trzymać was przez cały ten czas na nogach. Pójdziemy do archiwum.

Piper ze świstem wciągnęła powietrze. Biblioteka w Kastuul z całą pewnością zawierała największą ilość ksiąg, jakie kiedykolwiek zostały napisane. Ale to w archiwach przetrzymywane były najcenniejsze tomy, pod ścisłą opieką konserwatorów. Nigdy nawet nie wyobrażała sobie, że dane jej będzie znaleźć się w p o b l i ż u , a co dopiero we w n ę t r z u !

Gdy Starszy prowadził ich na miejsce szła na końcu grupy, na lekko drżących nogach, mając wrażenie, że kolana zaraz się pod nią ugną, a serce wyskoczy z piersi. A gdy ciężkie, stalowe drzwi uchyliły się ukazując wnętrze z lubością odetchnęła głębiej… i odczuła lekkie uczucie zawodu.

Miejsca takie jak archiwa powinny mieć pewną swoistą atmosferę. Nieco przerdzewiałe i skrzypiące zawiasy w drzwiach, rzędy drewnianych regałów, zapach kurzu i starości, wytarty niemal do granic możliwości dywanik.

Tutaj jednak zawiasy były idealnie naoliwione, a powietrze tak suche, że zmuszona była odkaszlnąć. Wszystko niemalże lśniło czystością, a zamiast drewnianych regałów stały brzydkie, żelazne szafy o licznych szufladach zamykanych na klucz i podpisanych na małych tabliczkach rzędami cyfr. Wszystko uporządkowane i wręcz sterylne do granic możliwości.

Na środku pomieszczenia, co zauważyła dopiero teraz, zbyt zajęta konfrontowaniem własnej wizji z rzeczywistością, znajdował się stół, również wykonany z blachy i kilka krzeseł, dla odmiany wyścielonych miękką materią, odrobinę przetartą tu i ówdzie.

Uniosła nieco niepewnie wzrok na Starszego Rady, ten uśmiechnął się zachęcająco i wskazał szwadronowi krzesła. Przycupnęła z brzegu, jak najbliżej regałów, żeby mieć chociaż świadomość, że najcenniejsze manuskrypty w całym Atmos znajdowały się w zasięgu jej ręki. Kątem oka wyłowiła kilka oznaczeń z tabliczek i odruchowo próbowała rozgryźć, co mogły oznaczać.

- Może zaczniemy od lekcji historii. W końcu nie przeszliście nigdy oficjalnego szkolenia jak starsze szwadrony – tutaj Starszy westchnął ciężko. – Chociaż to i tak farsa w porównaniu z tym, jak kiedyś to wszystko wyglądało…

- Y… mogę o coś zapytać? – Junko nieśmiało uniósł rękę. Siedział przygarbiony i sztywny, zupełnie jakby się spodziewał, że krzesło może się w każdej chwili zawalić pod jego ciężarem.

Odpowiedziało mu skinienie głową.

- Czy inni… znaczy inne szwadrony też nie powinny tego usłyszeć…? Bo tak mi się wydaje… może źle, oczywiście! - dodał szybko. – Ale chyba dobrze by było, gdyby wszyscy byli zorientowani, prawda?

- Roześlemy gońców we właściwym czasie, nie musicie się o to martwić – uśmiechnął się ciepło. Sztuczne oświetlenie jarzeniówek sprawiało, że wyglądał na jeszcze starszego niż w rzeczywistości, podkreślając każdą zmarszczkę na jego twarzy. – A teraz możemy przejść do rzeczy?

Skinęli głowami, poważni i skupieni. Nawet Finn.

***

W każdej historii jest takie miejsce, w którym dochodzi do wypowiedzenia słów „dawno, dawno temu”, tak jest i tym razem.

Wtedy, kiedy nie istniały jeszcze ani Atmosia, ani Cyklonia ludzie również toczyli wojny. Nieograniczone kodeksem honorowym, jak to jest teraz, dalece bardziej krwawe i brutalne. Chociaż obawiam się, że nasz wróg wraca do starych praktyk.

Stosowano broń, która z łatwością niszczyła całe Terry, pozostawiając po nich jedynie wspomnienie i ostre występy skalne, nieco tylko ponad poziomem Pustkowi.

Masakra, którą uwcześni kronikarze ochrzcili mianem Obrony Ostatniego Fortu miała miejsce na terenach przynależnych do obecnej Cyklonii. Otoczeni ze wszystkich stron zdesperowana załoga Basteji uruchomiła broń, która nigdy nie miała prawa powstać, zmiatając wszystko w promieniu setek mil z powierzchni ziemi.

Oszołomieni ogromem zniszczenia rozmontowali i ukryli części maszyny, która doprowadziła do zniszczenia, a sami opuścili strażnicę i zniknęli z kart historii. Jedynie ostra iglica Basteji, jako jedyna w promieniu wielu mil, wznosiła się ku niebu na wysokości, na których zwykle znajdują się zamieszkane ziemie.

Ponura okolica i jeszcze bardziej ponura sława tego miejsca sprawiała, że przez długi czas twierdza stała opuszczona. Nastąpiły jednak złe czasy, gdy pozostali po wielkiej masakrze ludzie, zamiast ze sobą współpracować zaczęli walczyć. Zdrada i morderstwa w imię władzy stały się chlebem powszednim. Znalazło się jednak kilku sprawiedliwych, którzy zdołali przywrócić porządek i prawość, a ukarać złoczyńców. Basteja stała się więzieniem dla ludzi o sercach tak złych, że nie istniała szansa na poprawę, a nazwa lądu, z którego pochodzili pierwsi noszący miano Podniebnych Rycerzy – Atmosii.

***

Z początku słuchała, zaintrygowana opowieścią. Jednak cały czas starała się zapamiętać jak najwięcej szczegółów otoczenia, świadoma że najprawdopodobniej już Nidy nie dane jej będzie przestąpić progu archiwum. Być może właśnie dlatego, że śledziła wzrokiem kanciaste kontury szafek, zauważyła, że drzwiczki jednej szuflady są ledwo dostrzegalnie uchylone.

Przygryzła wargę. Po chwili zerknęła na Finna, który zastygł z nieco nieprzytomnym wyrazem twarzy, całkowicie pochłonięty przez opowiadaną historię. Szturchnęła go lekko, niby przypadkiem w bok. Gdy obejrzał się, żeby łypnąć na nią z pretensją posłała mu znaczące spojrzenie. Najpierw chciał unieść brwi, ale w porę się zreflektował.

- Chwila – zaczął, niewiele myśląc. Pytanie i tak go nurtowało, a wypowiadając je na głos i wstając, żeby na pewno zostać zauważonym, dawał szansę Piper na podprowadzenie tego, cokolwiek chciała buchnąć. – Ale w Cyklonii jest tylko jedno miejsce, które no… wystaje znad Pustkowi!

- Owszem – starszy skinął głową.

- Ale przecież przed chwilą mówił pan, że to więzienie było! – Finn poczuł jak nadmiar informacji kotłuje mu się w głowie i chyba planuje ewakuować się przez uszy. – To co tam teraz robi główna placówka Cyklonii?

- Jeżeli pozwolisz mi dokończyć opowieść, to się dowiesz – zmarszczył lekko brwi. Blondyn rozejrzał się zakłopotany, dyskretnie sprawdzając, czy Piper siedzi na swoim miejscu, po czym zachichotał i wrócił na krzesło.

- Podniebni Rycerze, jako ludzie prawego serca wzdragali się przez zabijaniem kogokolwiek, nawet kryminalistów, których zbrodnie mogły przyćmić nawet sławę Dark Ace`a. Izolowali więc pojmanych złoczyńców od niewinnych ludzi, którym mogła zostać wyrządzona krzywda z ich ręki – kontynuował Starszy Rady, siedząc praktycznie w bezruchu. – Jednakże utrzymanie pokoju i obrona sprawiedliwości wymaga niekiedy kroków drastycznych i definiowanych jako złe.

- To znaczy? – wtrącił Aerrow, doskonale zdając sobie sprawę z tego, co mężczyzna miał na myśli, nie chcąc jednak uwierzyć. Obrońcy sprawiedliwości przecież nie mogą być okrutni, przecież nie mogą…

- Wszystkie kraty można wyłamać, każde mury kiedyś upadną, Aerrow – powiedział Starszy Rady zmęczonym głosem. – Tak było i w przypadku Basteji. Więźniowie podstępem wydostali się z cel i wymordowali strażników, a wszystko to pod przewodem Wiedźmy, pierwszej spośród nich i najstraszniejszej. Twierdza, służąca niegdyś prawym celom zamieniła się w siedliszcze zła, stolicę krainy, która na cześć przywódczyni została nazwana Cyklonią.

- W mordę… - skomentował krótko Finn.

- Imię Cyclonis przekazywane było z pokolenia na pokolenie, razem z krwią, która przenosi szczególne zdolności.

- To znaczy? – zapytała Piper.

- Być może zdołaliście zauważyć, że obecna Cyclonis włada kryształami daleko bardziej, niż dane jest jakiemukolwiek innemu człowiekowi…

Skinęli głowami.

- Jak więc widzicie walczymy z błędami naszych przodków. Okazali się być zbyt litościwi dla zbrodniarzy i pociągnęło to za sobą niekończącą się falę ofiar – westchnął ciężko.

- Przecież nikt nie decyduje, kim się urodził, prawda? – wtrącił nieśmiało Junko. – No bo że czyjś ojciec był zły, nie znaczy, że także trzeba być…

- Obawiam się, że w tym przypadku tak to nie działa, historia nam to już udowodniła. – Powiedział stanowczo Starszy Rady. – W ich żyłach płynie krew przekazywana z pokolenia na pokolenie, zła krew, która niesie ze sobą tylko zniszczenie i pożogę.

- Ale…

- To na waszych barkach spoczywa odpowiedzialność za losy świata – przerwał, zanim zdążyli coś wtrącić. – Przykro mi, ale nie ma już miejsca na następne ofiary.

Chwilę później wyszli, w nienaturalnej wręcz ciszy, wstrząśnięci tym, co nie zostało wypowiedziane na głos.

Starszy Rady odprowadził wzrokiem drużynę Storm Hawks, zupełnie nieświadomy tego, że jedna z szuflad w archiwum pozbawiona została swojej zawartości. Za to nieomal boleśnie świadom, że gdzieś w Cyklonii znajduje się, zatopiony w krysztale cienki tomik o kruszących się ze starości, pożółkłych kartkach, zszytych zniszczoną konopną nicią, który dla dobra Atmosii powinien zostać rozniesiony w proch i pył.

***

- Czy ci do reszty odbiło, czy tylko dobrze udajesz? – wybuchnął Finn, gdy znaleźli się na bezpiecznym pokładzie Condora.

- O co znowu chodzi? – burknął Aerrow, masując skroń. Od tego wszystkiego, co dzisiaj usłyszeli rozbolała go głowa.

- Mnie o nic nie chodzi, to ona zwariowała! – blondyn oskarżycielsko wskazał palcem na Piper.

- Nadal nie rozumiem…

- Zakosiła coś z archiwum!

Zamrugał i spojrzał oszołomiony najpierw na Finna, potem na dziewczynę.

- Przestań sobie żartować…

- On nie żartuje – powiedziała cicho Piper, spuszczając oczy. Spod bluzki wyciągnęła cieniutki wolimin, prawie że zeszycik.

- Ale… dlaczego? – jęknął. – Czy ty zdajesz sobie sprawę co się stanie, kiedy odkryją, że czegoś im brakuje?

- Bo… no wiesz. Archiwum… ta cała wiedza, ukryta w jednym miejscu, zupełnie jakby zachowywali ją tylko dla siebie… - tłumaczyła się, ciągle nie podnosząc wzroku. – Ciekawość jest zbyt silna.

- Ciekawość zabiła kota – wtrącił Stork, przysłuchujący się dyskusji. – Ja rozumiem głód wiedzy, ale z przejedzenia też można umrzeć.

- To… nie tylko o to chodzi – powiedziała z pewnym wahaniem.

- A o co? – spytał zniecierpliwionym tonem Aerrow.

- Uważam, że Starszy Rady kłamał. A przynajmniej nie powiedział nam całej prawdy.

Po tych słowach na Condorze zapadła cisza absolutna, mimo że świat zdawał się wirować dookoła nich w szaleńczym tempie, zupełnie jak gdyby znaleźli się w oku cyklonu.