poniedziałek, 22 września 2008

Część I: Rozdział II

Krócej tym razem. 

Miedziak & Starling, dzięki za wyłapanie buga, jak znajdę chwilę, to poprawię. 

Reszcie takoż dzięki za komentarze na blogu i gg. 

Martwi mnie troszkę to, że moi bohaterowie wydają się dojrzalsi. Chyba zgubiłam swoją dziecięcą perspektywę... chociaż nie. Ja zawsze miałam wypaczone pojęcie rzeczy.

Problem techniczny jak był - tak jest. 



Rozdział II

„Patrząc w oblicze grozy”


 Kilka godzin później szeregi ścigających ich Cyklonistów przerzedziły się, by w końcu zniknąć. Mogli obserwować w ponurym nastroju słońce, które powoli przemieszczało się po niebie swoją zwykłą, łukowatą ścieżką. Drzwi wewnątrz ciągle były zamknięte na głucho, a wszystkie komunikatory jednogłośnie twierdziły, że ten należący do Merba znajduje się poza zasięgiem łączności.


 Condor leciał w sobie znanym kierunku, a Aerrow bardzo chciał się łudzić, że to Stork pilotuje, a jego komunikator się po prostu popsuł.
 Dzisiejszy dzień jednak nauczył go być pesymistą.
Do tej pory był szczerze przekonany o tym, że zdołają zrobić cokolwiek. W końcu walczyli ze złem w dobrej sprawie, byli bohaterami. Nie mieli prawa przegrać, to co stało się dzisiaj w ogóle nie powinno mieć miejsca. To zło powinno spasować, a Cyklonia przecież była zła, prawda? Nawet przez myśl mu nie przeszło, że szale zwycięstwa mogą się kiedykolwiek przechylić w drugą stronę.
Jednak wystarczy się oddać iluzji, aby odczuć realne konsekwencje.
 Odczuwał je, nad wyraz boleśnie.
 Siniak na łokciu, zniszczone pojazdy, nowe rysy na pancerzu Condora, zamknięte drzwi do hangaru i złowrogo milczący komunikator.


 - Nie mogę tak dalej! - podniósł się gwałtownie i przemaszerował przez całe pomieszczenie, szybkim, gwałtownym krokiem, odrywając nogi od podłoża jakby go parzyło.
-  A co niby możemy w tej sytuacji zrobić? - Piper z ciężkim westchnieniem uniosła głowę, patrząc na niego ze swojego miejsca pod ścianą.
- Nie wiem! - zacisnął gniewnie pięści. - Cokolwiek! Junko, wyważ te wierzeje!
- Mam... zniszczyć drzwi w Condorze?
-  Rozwal je, już!
 Zamrugał niepewnie, rozejrzał się, po czym wzruszył ramionami i z rozmachem uderzył w żelazne wrota, wyginając blachę. Potem jeszcze raz. I jeszcze.
Każde uderzenie brzmiało niczym grzmot zwiastujący nadchodzącą burzę. I, jednocześnie, koniec czegoś, jakiegoś etapu w ich życiu.
 Piper wzdrygnęła się, czując jak wzdłuż kręgosłupa przechodzi jej zimny dreszcz. Szalenie nie podobało jej się to uczucie, zachowanie Aerrow. I uderzająca nieobecność Storka, wrzynająca się w jej świadomość z pretensją i niemym wyrzutem.


Przestrzeń za wrotami, jak słusznie przypuszczali była cicha i pusta. Panel kontrolny migotał smętnie diodkami, samotny i pozbawiony najważniejszego elementu.
 Storm Hawks stali w milczeniu, wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt, niepewni tego, co mają zrobić.
 Statek powolnie płynął w przestworzach, wynosząc ich coraz dalej i dalej. 

- Piper, wyłącz autopilota - polecił Aerrow, zaciskając pięści. - musimy tam wrócić.
- Stork powiedziałby, że to szaleństwo - wtrącił się Finn.
- I właśnie dlatego zawracamy.
- To właśnie lubię, kolego - blondyn uśmiechnął się zawadiacko - akcję i ryzyko, tak się rodzą bohaterowie! No kto nam naskoczy?
-  Autopilot - mruknęła dziewczyna grobowym tonem. - Nie mogę go wyłączyć.
- Ale przecież... - Junko zamrugał zdumiony. - Przecież ty pilotowałaś, kiedy nie robił tego Stork, no nie?
-  Tak - przewróciła oczyma - ale namieszał w manualach i zmienił język na bełkot, którego w ogóle nie rozumiem!
- Dlaczego miałby coś takiego robić?- Finn uniósł brwi w zdumieniu. - Przecież jesteśmy kumple, nie? Kumplom się ufa...
- Finn, rozmawiamy o Boćku, on ma paranoję, pewnie znowu wyobraził sobie, że zaatakowały nas robaki wyjadające mózg...
Aerrow szybko przesunął wzrokiem po członkach załogi. Przygryzł wargę.
- Nie, Piper. On się po prostu... - zamilkł na chwilę, nie mogąc wykrztusić tego, co musiało zostać powiedziane - spodziewał.
- Wydaje mi się, że nie rozumiem - Junko podrapał się w zakłopotaniu po głowie. Radarr zawtórował mu, kręcąc energicznie łebkiem aż uszy zafurkotały.
- Stork cały czas upierał się przy tym, że plan nie wypali - wyjaśnił Aerrow z ciężkim westchnieniem. - I przygotował się na taką ewentualność.
- To nie twoja wina - dziewczyna podeszła i położyła mu dłoń na ramieniu, w pokrzepiającym, przyjacielskim geście. - Stork z a w s z e spodziewał się, że coś nie wypali...
-  ...ale dopiero teraz nie wypaliło i dopiero teraz, za naszymi plecami...! - wpadł jej w słowo i odtrącił gwałtownie rękę, podchodząc do okna. Wbijał w horyzont wściekłe spojrzenie, jakby planował wyładować frustrację zabijając samym wzrokiem cokolwiek, co miałoby nieszczęście pojawić się w polu widzenia. - On był pewien, że tym razem nam się nie uda i dlatego to zrobił.
 Radarr podbiegł do przyjaciela i wdrapał się na jego ramię z ni to mrukiem ni jękiem mającym służyć za pocieszenie.
-  A teraz możemy tylko czekać, aż Condor się gdzieś zatrzyma - zacisnął kurczowo pięści.
- Aerrow, to był mój plan... - zaczęła raz jeszcze Piper, nie głośniej od szeptu. I tak wszystko było słychać. Na statku panowała nienaturalna cisza. - To ja powinnam...
- Nie - odwrócił się nagle, nie zwracając szczególnej uwagi na to, że Radarr nie trzymał się mocno i omal nie spadł. Nie zwrócił najmniejszej uwagi na nieartykułowany okrzyk pretensji i, zbyt gniewnie niż zamierzał, kontynuował wypowiedź - To j a jestem tu dowódcą, Piper, nie ty. To j a zaakceptowałem plan, ja wydałem rozkazy, ja wysłałem go...
-  Och, po prostu się zamknij! - krzyknęła wściekła, mając szczerą nadzieję, że nie zauważył łez w jej oczach. - Zamknij się, do cholery, zamknij się!
 Odwróciła się na pięcie i wybiegła z pokoju kontrolnego.
Chłopak ciągle stał w miejscu, zaciskając raz po raz pięści, niepewny tego, co ma właściwie robić. Pobiec za nią, zostać?
- Uu, stary - westchnął Finn - z chęcią bym ci teraz powytykał, że nie wiesz, jak postępować z kobietą, tylko jakoś ochoty nie mam.
 Condor płynął dalej w przestworzach, a nastroje były coraz gorsze.

***

Nie wiedział, co Dark Ace miał na myśli. Nie chciał wiedzieć. Odpychał od siebie jak najdalej świadomość tego w jakim położeniu się znalazł, idiotyczny akt bohaterstwa na jaki mu się zebrało, nie przyjmował do wiadomości tego, że otaczali go strażnicy, a posadzka ziębiła w stopy. Ale świat był uparty, nie dał się tak łatwo odepchnąć. Zaznaczał swoją ponurą obecność ciężarem łańcuchów, lodowatym przeciągiem i długimi schodami, na których szczycie... było co?
Tak szalenie nie chciał o tym myśleć, zapomnieć, oddalić się, zniknąć, obudzić z koszmarnego snu.
Rzeczywistość ciążyła mu coraz bardziej, sprawiała, że miał ochotę wyć z przerażenia.


 Ale przecież nie miał wyjścia, nie miał jakiegokolwiek innego wyjścia.
 Przyjaźń okazała się szalenie niebezpieczna, jak przewidział. Zakrzywiała perspektywę, pozbawiała jasności widzenia, zmuszała do podejmowania irracjonalnych kroków... wszystko jedno.
 Nie wiedział, gdzie jest. Na początku podejrzewał, że w Cyklonii, ale w całym budynku, a właściwie cytadeli panował ziąb. Zdecydowanie nie pasowało mu to do ponurej krainy położonej najniżej, w pobliżu Pustkowi, gdzie ciągle wrzała lawa.


 Podniósł na chwilę wzrok, tylko po to by napotkać plecy Ace`a, spowite ciężkim płaszczem w kolorze tak ciemnej purpury, że wydawał się niemal czarny. Stork uznał misterne zdobienia przedstawiające symbol karty będącej jednocześnie imieniem mężczyzny za mocno pretensjonalne.
Gdzieś ponad ramieniem Ace`a zamajaczyły mu ciężkie, okute drzwi.
Poczuł, jak zimny dreszcz wspina się powoli wzdłuż kręgosłupa.
Miał złe przeczucia.
 Bardzo złe.

 ***

Piper siedziała na brzegu łóżka w swoim pokoju i kurczowo ściskała poduszkę. Chciała płakać. Powinna płakać. Ale oprócz tych kilku łez złości, które uroniła w drodze do swojego prywatnego azylu, nie pojawiło się nic więcej, jej oczy były zupełnie suche. Czuła się winna, ale jednocześnie cholernie wręcz wściekła.
To miało się udać! Zawsze działali w ten sposób, zawsze wychodzili zwycięsko z opresji. Znała już Cyklonistów na tyle dobrze, że była w stanie przewidzieć ich reakcje i kolejne ruchy, metody walki...


 Tymczasem wszystko nagle okazało się zupełnie inne. Obce.
 Owszem, brała poprawkę na to, że mają nowych, nieznanego pochodzenia sojuszników, ale po prostu nie mogło to wpłynąć aż tak na zmianę strategii!
Niepokoiło ją to.
 Przygryzła wargę. Naprawdę powinna teraz płakać i rozpaczać za Storkiem albo chociaż myśleć nad tym, jak go uwolnić, włamać się w system Condora i zmienić język na coś zrozumiałego... Tymczasem potrafiła tylko obracać w myślach raz po raz wszystkie nieznane elementy, na jakie trafiła.


 Nie była w stanie uwierzyć, że ktoś zdołał nakłonić Cyklonis, a tym bardziej Ace`a do zmiany strategii. oboje byli uparci jak nie przymierzając para osłów i trzymali się sprawdzonych metod.
Musiało się coś za tym kryć, coś ważnego i niebezpiecznego. W jaki sposób udało się ich przekonać? Przekupstwo? Zaoferowano im w zamian nową broń, żołnierzy, jakiś potężny i praktycznie niespotykany kryształ?
A może...
Ciąg myśli przerwał huk drzwi uderzających o ścianę. Skrzywiła się.
- O... ups - Junko uśmiechnął się zażenowany. - Przepraszam.
- Nic się nie stało - westchnęła ciężko.
-  Słuchaj... wiesz że Aerrow nie chciał na ciebie krzyczeć, nie? On był tylko no... zdenerwowany. Wszyscy jesteśmy zdenerwowani.
- Wiem, Junko - uśmiechnęła się łagodnie. Potężny i silny, a jednocześnie uderzająco nieśmiały i płochliwy. Nigdy nie potrafiła się na niego gniewać, a wyładowanie złości przy kimś takim jak on nie wchodziło w grę. - Coś się stało?
Skinął z entuzjazmem głową, po czym zachmurzył się wyraźnie.
- Znaleźliśmy no...nagranie. Od Storka... Aerrow powiedział, że wszyscy chyba powinniśmy...
-  Rozumiem - wstała i odłożyła poduszkę. Wyrównała materiał, przełożyła ją, oceniła krytycznie. I poczuła gwałtowną chęć, aby kopnąć się w tyłek. Opóźniała jak mogła wyjście z pokoju, zupełnie jakby to mogło cofnąć czas albo sprawić, że nieobecność Storka była nieprawdą.


 Starając się mieć jak najbardziej pewny siebie krok ruszyła za Junko. Korytarz zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Dziękowała losowi za swoją ciemną karnację. Nie można było dostrzec, jak bardzo jest blada.

 Nagranie na taśmie było zdumiewająco krótkie i rzeczowe. jak na Storka.
 Skoro ktoś odsłuchuje tę taśmę, to znaczy że jednak miałem rację i spotkała mnie zguba.   Jego głos był trochę niewyraźny, zagłuszany szumem i trzaskami w tle.

Mam nadzieję, że nie trwała zbyt długo, nie ma nic gorszego od zagłady, która ciągnie się w nieskończoność. Bo to z całą pewnością poraża nieopisanym bólem każdą komórkę ciała i sprawia, że umysł...
Ale ja nie o tym. jak pewnie zdążyliście zauważyć - uniemożliwiłem wam samobójczy powrót, dokądkolwiek lecieliśmy. Condor skieruje się w bezpieczne miejsce, w którym łatwo znajdziecie
 

zamilkł na chwilę, po czym z wyraźnym trudem dokończył

 nowego pilota.


 Cisza na statku wydawała się jeszcze bardziej grobowa niż poprzednio, a jednocześnie pełna wściekłego wrzasku wyrzutów sumienia i świadomości tego, jak bardzo byli bezradni.

 ***

 Pomieszczenie było jeszcze bardziej ponure od korytarzy, które przemierzali. Mrok panujący wewnątrz rozjaśniał sztuczny, nienaturalny blask kryształów, a cienie czaiły się w kątach zastygłe w fantazyjnych, groźnych kształtach, wijąc się po kamiennych nierównościach ściany. Jedyne okno było szczelnie zakryte sięgającą ziemi, ciężką i czarną zasłoną.
W  jednym z zimnych kątów pomieszczenia dwójka Cyklonistów pospiesznie instalowała kamerę pod komendą wysokiego, szczupłego mężczyzny w egzotycznie wyglądających purpurowo-złocistych szatach. Nie była to jednak elegancka, ciemna i dyskretna barwa jak na płaszczu Ace`a. Kolory wręcz raziły w oczy, lśniąc i mieniąc się przy każdym ruchu nieznajomego, którego starannie zaczesane długie włosy układały się w równe pasma przytrzymywane przez równe rzędy misternie zdobionych złotych korali. Albo obręczy, o ile można było w ten sposób określić wąski kawałek blaszki ściskający pojedynczy loczek.
Odwrócił się i uśmiechnął. Stork poczuł, że lada chwila, a nogi ugną się pod nim. Piękna, smukła twarz była jednocześnie szalenie zimna i absolutnie nieludzka. Ciemnie oczy wydawały się czarnymi dziurami, bezdennymi otchłaniami.
 Strach i pośpiech Cyklonistów był uzasadniony. Miał wrażenie, że stanął twarzą w twarz z samą śmiercią.


Mimowolnie zerknął w stronę Ace`a.
 Mężczyzna z rękoma założonymi na piersi stanął przy oknie, mroczny i posępny, z twarzą bez żadnego wyrazu. Tylko w szkarłatnych oczach skrycie płonęła, żarząc się niczym rozgrzane węgle, nienawiść.
-  Skończyliście już z tym? - cichy i melodyjny głos mężczyzny przerażał niemal równie bardzo, co jego twarz. Nieludzki, potwornie nieludzki, zbyt idealny, przez co wręcz groteskowy.
Stork czuł nadciągającą falę paniki i nie mógł zrobić nic, by się przed nią obronić. Jęknął cichutko.
-  I to ma być jeden z tych odważnych Storm Hawks? - kąciki ust mężczyzny uniosły się lekko. - To raczej żałosne.
 Szybki rzut oka na drugą stronę pomieszczenia. Mięśnie na twarzy Ace`a napięły sie, zupełnie jakby zacisnął zęby.


Cykloniści wynieśli się kiedy tylko skończyli z kamerą, żegnani przez kpiący uśmieszek demonicznego mężczyzny. Odsunął się, zgarniając poły szkarłatnego płaszcza. Krzesło. Ciężkie, masywne, na stałe przytwierdzone do podłogi lśniącymi stalowo i złowrogo śrubami. Łańcuchy i...
Gwałtowna fala paniki zalała jego umysł sprawiając, że nie był w stanie zrobić czegokolwiek. Działać, myśleć, krzyczeć.
 Mógł się tylko wpatrywać w coś, co doskonale umiał nazwać. Miał sporą wiedzę o starożytnych pułapkach, truciznach i maszynach, które służyły do zadawania bólu. Nie chciał tego nazwać. Nie chciał tego wiedzieć. Za to szalenie wręcz chciał stracić przytomność, ale jak na złość, ciągle zachowywał pełną świadomość, całkowicie opanowaną przez panikę.
-  Nadal uważam, że jesteś obrzydliwy, Tiferet - gdzieś za sobą usłyszał chłodny i spokojny głos Ace`a.
-  To wyjdź - odparł beztrosko mężczyzna w czerwieni, wzruszając lekko ramionami.
Dotychczasowy postrach Atmosii prychnął, po czym obrócił się gwałtownie. Ciężka kotara uchyliła się na chwilę, wpuszczając do pokoju ostatnie promienie światła słonecznego. Zniknęły równie szybko, jak się pojawiły. Ace wyszedł.
 A potem był tylko krzyk.
 I ból.


8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Jestem pod wrażeniem.Lady, naprawdę znasz się na rzeczy. Sam sposób pisania sprawia, że czytelnika ogarnia dziwny niepokój,a ciekawe opisy budują wyjątkowy, niepowtarzalny klimat. Biedny Bocian, jak sobie pomyśle co on tam musiał przeżyć to aż mnie ciarki przechodzą. Dzięki, że oszczędziłaś nam opisu tortur (należę do kategorii dość wrażliwych ludzi) już same słowa "krzyk" i "ból" wystarczająco działają na moją wyobraźnie. Szkoda mi trochę reszty szwadronu: Strzała znajduje się teraz po wielką presją, Faja ma wyrzuty sumienia i w dodatku cały zespół jakby się rozwalał. A wszystko dlatego, że Bocianowi zachciało się "bawić w bohatera", ale to jego przyjaciele, więc jego zachowanie jest jak najbardziej uzasadnione. Zawsze myślała, że elementem spajającym ten zespół jest ich przywódca, ale teraz widzę, że bez jakiegokolwiek jej członka nie są już Storm Hawks. Liczę, że jednak wszystko dobrze się z kończy i zobaczymy naszych Podniebnych Rycerzy w komplecie:D Pozdrawiam Akrem24. P.S: Życzę weny i z niecierpliwością czekam na następny rozdział:D A tak nawiasem Strzała weź przeproś Faję, wiem, że miałeś prawo się zdenerwować, ale wyładowywanie emocji na podwładnych to nie w twoim stylu;)

Anonimowy pisze...

Cóż, rozdział jest ciekawy, mimo braku akcji. A tortury tobym przeczytał :P

Anonimowy pisze...

Oj mnie też aż ciary przechodzą, biedny oj biedny Bociek...
Ale wszystko sobie dokładnie obmyślił, pewny iż misja nie wypali wykminił ten myk z Kondorem. Tylko teraz co? Znikąd ratunku!
Silna nie płacząca Piper, poza kilkoma łzami złości nic nie uroni! No ale Aerrow to chyba ma sie najgorzej, bo jako dowódca czuje sie odpowiedzialny za wszystkich...on to chyba ma nawet gorsze wyrzuty sumienia niż Faja.
A Finn jak zwykle próbuje żartować i wyskakuje z głupimi tekstami, mino powagi sytuacji..no ale w sumie to w jego stylu. Ale on tez sie martwi. Jestem tego pewna..może tego nie okazuje tak jak inni, ale przejmuje sie tak samo jak Aerrow czy Piper...
Póki co bardziej zagłębiłaś sie w osobowość przywódcy i nawigatorki no i oczywiście samego Bociana, ale mam nadzieje na jakis dłuższy moment z Piątakiem (szczególnie z nim) i ze Szmelcem..a Radar...no tak, mało komunikatywny xD
Trzeba teraz jakoś Bociana wyratować z opresji...bardzo mnie ciekawi jak to dalej będzie. Postawa Asa bardzo ciekawa, pewnie sporo go teraz będzie;]
Tak ogółem bardzo mi sie notka podobała i czekam na następną.
Nath

Anonimowy pisze...

To opowiadanie mnie nieźle
zaskoczyło. Pryznam ci sie
że na poczatku nie chciało
mi sie czytać. Ale jeśli
człowiek sie do czegoś
zmusza, można przeczytać
na serio coś fajnego. Twój
sposób pisania podoba mi sie
najbardziej ze wszystkich.
Piszesz takim innym językiem.
Jednym słowem zajebiste opo.
Po Piper sie jednak tego nie
spodziewałam. Wiesz co mam
na myśli. A nagranie Storka.
W deche.
Pozdry
Eury

Anonimowy pisze...

Cóż mogę rzec... Nie orientuję się tak dobrze w Storm Hawks jak reszta, ale tak jak i oni, jestem pod wrażeniem Lady. Jedyne zastrzeżenie, po obejrzeniu krótkich zwiastunów i przeczytaniu tekstu, to ogromna różnica między filmowymi, zwariowanymi z deka "dzieciakami", a twoimi dojrzałymi bohaterami.
Specjalym literatem nie jestem xD, więc niczego się już nie czepiam. Styl ma każdy indywidualny i nie powiem, podoba mi się twój. Ja jeszcze nie mam konkretnie "wyrobionego"xD. Pozazdrościć...
A co do fabuły powiem jedno: szkoda gościa (mówię o Boćku) XP. Przeżyje to jakoś?

Anonimowy pisze...

Ja się zgadzam z resztą - piszesz niesamowicie. A takie drobiazgi jak ja mogą się od Ciebie tylko uczyć. Nie wiem jak to robisz, ale twoje teksty trzeba czytać od początku do końca, nie da rady się oderwać w trakcie. .
Co do Baćka, mam nadzieję, że go nie uśmiercisz.. Ale zobaczymy jak będzie. Tortury? Moim zdaniem gdybyś je opisała nie byłoby tej grozy.. A "krzyk" i "ból" niesamowicie działają na wyobraźnię.
Bardzo mi się podoba sposób w jaki przedstawiasz Junko ^^ Jest taki uroczy. Dark Ace jest u Ciebie postacią przepełnioną grozą, nie to co w kreskówce. Tym samym u Ciebie jest o wiele ciekawszy..
Ogółem świetnie, Lady ^^ A no i 'baboli' nie ma wcale ;)
A u mnie nowa nota na
sh-story.blog.onet.pl
Trzymaj się,
` Starling

hevs pisze...

Powiem ci jedno... ja ciągle chichoczę jak to czytam, a nie mam pewności, że to o to chodziło ^^ Bo niby sprawa poważna - hevs lubić Boćka - ale jakoś tego totalnie nie czuję...

Co jeszcze...? Miejscami mi zgrzytał styl, w szczególności w początkach fragmentów. Poza tym... a nie wiem, jak coś mądrego wymyślę to napiszę.

Anonimowy pisze...

"Dotychczasowy postrach Atmosii"... Masz naprawdę świetne pomysły. Ja też tam troche nie najgorszych mam, ale ty to już chyba mistrzyni! Jestem w szoku :)